SANYO DCA 203 – Test wzmacniacza

Sanyo DCA 203

Ostatnio zakupiliśmy dla naszego Sklepu Vintage Audio zestaw złożony ze wzmacniacza Sanyo DCA 203, oraz pochodzącego z tej samej serii tunera Sanyo FMT 203L.
Oba „klocki” wyglądały, jakby dosłownie tydzień wcześniej zostały po raz pierwszy rozpakowane z fabrycznych kartonów.

Użytkownikom, którzy przez niemal pół wieku, potrafili dbać o swoje domowe audio aż w takim stopniu, należą się ukłony i wyrazy najwyższego szacunku.

Z pewnością ludzie tego rodzaju należą do zdecydowanej mniejszości na tle całej populacji. Zazwyczaj wzmacniacze, tunery, amplitunery, a szczególnie, z jakiegoś niejasnego powodu, głośniki wszelkiego typu, po latach potrafią wyglądać niemal żałośnie. 
Otarcia, stłuczenia, odbarwienia forniru, lub oklein winylowych, spowodowane wieloletnim ustawianiem doniczek, nie świadczą o tym, że właściciele sprzętu przejmowali się stanem wizualnym (a często także technicznym) posiadanych sprzętów.

Ten brak szacunku do przedmiotów, nie dotyczy jedynie moich rodaków. 
Wiele razy widywałem piękne i rzadkie okazy różnych, nawet wysokiej klasy, głośników sprowadzonych z któregoś kraju Europy Zachodniej lub U.S.A., które również nosiły ślady nieprawidłowego użytkowania.
A zatem brak poszanowania elementów audio, należałoby jednak traktować jako ogólnoświatową normę.

Przy takim założeniu, urządzenia utrzymane w stanie absolutnie idealnym, są czymś w rodzaju „perełek”, niezależnie od tego, do jakiej klasy cenowej i jakościowej były niegdyś zaliczane.

Tym razem mieliśmy do czynienia z najprawdziwszymi „perełkami”.
Czy były w równie dobrym stanie technicznym?

Od razu stało się jasne, że trzeba będzie nieco popracować nad potencjometrami i przełącznikami, co akurat jest częstą potrzebą w przypadku wzmacniaczy, które dosyć długo nie były w użytku, względnie mimo normalnego użytkowania, słuchacze nie mają zwyczaju przełączania różnych funkcji i kręcenia dostępnymi manipulatorami.
Zawsze staramy się przekonać klientów naszego sklepu, którzy kupują od nas wzmacniacze po naprawach i konserwacji, żeby przynajmniej raz w tygodniu starali się „pstrykać” wszystkimi przełącznikami w które dane urządzenie jest wyposażone i kręcić wszystkimi potencjometrami.
Nieważne czy sprzęt jest uruchomiony, czy nie.
Nawet jeżeli w codziennym użytkowaniu nie korzysta się z jakichkolwiek funkcji, nie ma się w zwyczaju zmieniania barwy dźwięku, to takie okresowe „ruszanie” wspomnianych przełączników i pokręteł, zapobiega powstawaniu „trzeszczenia” tychże w przyszłości. I to przez bardzo długie lata.

Natomiast co innego, mocno nas zastanowiło.

Brzmienie wzmacniacza było wyjątkowo nietypowe, jeśli porównać je ze wszystkimi wzmacniaczami tej firmy, jakie przeszły przez nasze ręce w ciągu kilku ostatnich lat.
Zamiast miłego, ocieplonego dźwięku, wspartego na miękkim, lekko wyeksponowanym basie, usłyszeliśmy całą masę wysokich tonów, dosyć kliniczną średnicę i wyjątkowy niedobór niskich częstotliwości.
Byliśmy pewni, że to objaw jakiejś usterki.
Technik, który wykonywał dla nas dokładny przegląd wzmacniacza, po uzyskaniu oryginalnego schematu orzekł, że wspomniany brak basu był efektem zamierzonym przez konstruktorów.
Dziwne. 
Naprawdę trudno nam było wyobrazić sobie głośniki, które potrafiłyby zrównoważyć tak daleko idącą rozbieżność z neutralnym brzmieniem.
Na naszą prośbę, technik zaingerował w oryginalne rozwiązanie, zastosowawszy kondensatory o znacznie większej pojemności, niż wynikało to ze schematu i stał się....cud!
Nagle usłyszeliśmy najprawdziwszy sound firmy Sanyo, typowy dla tej marki w latach 70.

 


Wygląd:

Wzmacniacz został wykonany i złożony bardzo dokładnie, co jest niemal znakiem rozpoznawczym japońskiego sprzętu audio z lat 70. Oczywiście w następnych dwóch dekadach urządzenia produkowane przez firmy z Kraju Kwitnącej Wiśni nadal prezentowały wyjątkowo wysoki poziom montażu, ale w latach 70. XX wieku niewiele europejskich, lub amerykańskich marek, mogło się z nimi równać.

Front panel wykonano ze szczotkowanego metalu (prawdopodobnie aluminium średniej grubości) i polakierowano na kolor jasnego srebra.

Na front panelu usytuowano:

Trzy przełączniki dźwigniowe służące jako włącznik sieciowy, przełącznik pętli magnetofonowej, włącznik funkcji Loudness.
Cztery identyczne pokrętła obsługujące: regulację barwy, balans, mikrofon
Jedno, nieco większe pokrętło wyboru źródeł dźwięku
Duże pokrętło, będące regulatorem głośności.
Dwa gniazda Jack (jedno do podłączenia słuchawek, drugie do mikrofonu)

Na tylnej ściance umieszczono:

Sześć par gniazd RCA (CINCH) służących do podłączania różnych źródeł dźwięku
Terminale do podłączenia jednej pary głośników
Przełącznik funkcji MIC/MIX
Przełącznik napięcia 110/220V
Niedużą, przezroczystą obudowę bezpieczników
Terminal do podłączenia uziemienia gramofonu

 

Podstawowe dane techniczne:

Produkcja: Japonia 1979 – 1982

Moc: 2 x 45W przy współpracy z głośnikami 4 Ohmowymi (2x 30W – 8 Ohm)
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 30 000 Hz
Zniekształcenia: 0,5 %
Czułość wejść: 150mV (liniowe), 2,5mV (gramofonowe MM)
Wymiary: 42cm x 29,5cm x 13,5cm
Waga: 5,5 kg

 

W trakcie testu użyto:

Sanyo DCA 203 (wzmacniacz)
Marantz CD 6007 (odtwarzacz CD)
Denon DCD 820 (odtwarzacz CD)
xDuoo XQ 50 Pro2 (odbiornik Bluetooth)
Diora Yellow Line (kolumny podłogowe)
Arcus Furioso (kolumny podłogowe)
Mordaunt Short VS 300 Custom (kolumny podłogowe)
B&W DM220 (duże monitory)
Sansui ES200 (duże monitory)
B&W 201i (małe monitory)


Brzmienie

Jak już wyżej wspomniałem, wzmacniacz wymagał delikatnej przeróbki, że mógł zaprezentować klasyczne brzmienie Sanyo z lat 70. XX wieku. 
Pierwszy kontakt z jego brzmieniem okazał się bolesnym rozczarowaniem, ale po wymianie kondensatorów naszym uszom ujawniły się wszystkie zalety typowego dla tamtego okresu dźwięku sygnowanego przez Sanyo (i kilka innych legendarnych już firm).

Wysokie tony nadal pozostały wyraźne i bardzo detaliczne, ale zyskały sporo słodyczy i zmiękczenia, dzięki czemu przestały dominować w całkowitym przekazie, a w dodatku sposób ich wybrzmiewania stał się bardzo przyjemny.

Średnica tego wzmacniacza (i większości wzmacniaczy z tej półki cenowej) nie była nastawiona na wielowarstwową prezentację wydarzeń odbywających się w tym pasmie. I nadal tak jest. Wszystko co istotne, słychać bardzo dobrze, bez popadania w niepotrzebną analityczność, ale po wspomnianym „tuningu” tony średnie stały się bardziej namacalne, bezpośrednie.

Jednak największa przemiana dokonała się w obrębie tonów niskich, których wcześniej było tak mało, że można zaryzykować teorię, że były mało zauważalne.
Teraz jest ich pod dostatkiem. Są solidne, miękkie jak puchowa kołdra i wybrzmiewają z chęcią i zaskakująco dobrą kontrolą.

Moja ocena

Gdyby ktoś namawiał mnie na zakup tego wzmacniacza „uzbrojonego” w fabryczne brzmienie, z pewnością uznałbym takowego delikwenta za osobnika niespełna rozumu. Ostrości i suchości z pewnością są typem brzmienia, który mogę jedynie określić jako skrajnie odległy od moich dźwiękowych preferencji.

Natomiast po wykonaniu tuningu polegającego na zastosowaniu lepszych i większych kondensatorów, całe brzmienie zmieniło się tak bardzo, że bardziej już chyba nie można.
Piękny, ciepły, nie pozbawiony szczegółów dźwięk, może kojarzyć się nieco z prezentacją muzyki z jakiej znane są wzmacniacze lampowe. A przynajmniej w potocznym rozumieniu dźwięku lampowego.
Gdyby próbować do czegoś porównać to „nowe brzmienie”, to zdecydowanie kojarzy mi się ze wzmacniaczami Kenwooda z lat 70. Marantza z końca lat 80. i oczywiście z typowym dźwiękiem urządzeń Sanyo/Fisher z lat 70. 
Dodam, że wszystkie one grały w sposób, który uwielbiam.

Niby prosty zabieg przeprowadzony przez doświadczonego technika, a rezultat wyjątkowo zaskakujący...


Czy chciałbym go mieć?

Myślę, że powyżej zawarłem pełną, wyczerpującą odpowiedź na to pytanie.


Tekst: Marek „Maro” Kulesza
Zdjęcie: Łukasz Gęca


17.04.2024

 

Kontakt

tel. 797 936 220
mail: audio@iviter.pl
Pl. Konstytucji 5, Neon Instrumenty Muzyczne Warszawa

Serwis:  tel. 22 113 40 88  mail: serwis@iviter.pl

godziny otwarcia : 10.00 - 19.00

“Their Satanic Majesties Request” to bodaj najbardziej niedoceniany album w historii Rolling Stonesów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas pomijano go przy okazji wznowień i remasteringów dyskografii tej grupy. I…

Nadal jesteśmy w pamiętnym 1967 roku, który obfitował w niemal niezliczoną ilość doskonałych, interesujących płyt. Większość z nich została niesłusznie zapomniana, ale wydano wówczas również takie, które do dzisiaj…

Jimi Hendrix, człowiek z olbrzymim doświadczeniem studyjnym i scenicznym, ale jako sideman, lub muzyk kontraktowy, postanowił założyć własny zespół. Zespół z którym będzie grał taką muzykę jaką zechce.

Supergrupa CREAM powstała w 1966 roku i składała się z cenionych i niezwykle sprawnych instrumentalistów. Gitarzysta Eric Clapton był wówczas nazywany Bogiem. Perkusista Ginger Baker wytyczał nowe szlaki i metody gry…